• ółążść‡

Miesiąc listopad, zwłaszcza pierwsze jego dni stanowią okazję do uzyskania odpustu zupełnego i ofiarowania go za zmarłych. Uzyskiwanie odpustów przez wiernych w Kościele katolickim ma wielowiekową już tradycję. Odpust zupełny jest to darowanie człowiekowi przez Boga wszystkich kar doczesnych, należnych za grzechy odpuszczone już co do winy w sakramencie pokuty. Kto uzyska odpust zupełny dla siebie uniknie kar czyśćcowych. Kto uzyska odpust zupełny za zmarłych - ratuje dusze z czyśćca.

Oto okoliczności umożliwiające uzyskanie odpustu w najbliższych dniach:

  1. Wierni, którzy nawiedzą kościół 1 listopada od południa i przez cały Dzień Zaduszny, mogą dostąpić odpustu zupełnego za zmarłych. Można go uzyskać tylko jeden raz w ciągu dnia.
  2. Wierni, którzy nawiedzą cmentarz i pomodlą się mogą uzyskać odpust za zmarłych. Odpust jest zupełny od 1 do 8 listopada, natomiast w inne dni roku jest cząstkowy.

Warunki uzyskania odpustu są następujące:

  1. Wykonanie powyższych czynności obdarzonych odpustem.
  2. Wykluczenie wszelkiego przywiązania do jakiegokolwiek grzechu, nawet powszedniego (jeżeli jest brak pełnej dyspozycji wykluczenia upodobania do jakiegokolwiek grzechu, odpust będzie tylko cząstkowy)
  3. Spełnienie trzech warunków:

·         spowiedź sakramentalna lub bycie w stanie łaski uświęcającej

·         przyjęcie Komunii Świętej

·         odmówienie Ojcze nasz.... Wierzę... i jakiejkolwiek modlitwy w intencjach Ojca Świętego.

WAŻNE: Trzy warunki: spowiedź, Komunia św. i modlitwy mogą być dopełnione w ciągu wielu dni przed lub po wypełnieniu danej czynności nagradzanej otrzymaniem odpustu, ale musi być między nimi łączność. Po jednej spowiedzi sakramentalnej więc można uzyskać wiele odpustów zupełnych, a po jednej Komunii św. i jednej modlitwie można uzyskać tylko jeden odpust zupełny.

 Dziecko w kościele

dodany przez: Małgorzata Wanke-Jakubowska · 13 września 2016

Kilkuletnie dziecko biega w kościele, pokrzykuje, kładzie się na klęczniku przy balaskach, a przywoływane do porządku, głośno płacze. W końcu tata lub mama wyprowadza swoją pociechę na dwór. Któż z nas nie był świadkiem takiej sceny. Co zrobić, aby dziecko nie przeszkadzało w kościele? Kiedy zacząć je przyprowadzać? Czy Msze św. dla rodziców z małymi dziećmi, podczas których dzieciom wszystko wolno, mają sens?

Poruszam ten problem teraz, gdy trwa właśnie obchodzony we wrześniu już po raz szósty Tydzień Wychowania – inicjatywa Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski i Rady Szkół Katolickich. Bo niewłaściwe zachowanie dziecka w kościele to jedynie jeden z objawów błędów wychowawczych, a nie odrębna, wyizolowana od innych sprawa.

Oczywiste jest, że dzieci rozwijają się w różnym tempie i mają różny temperament. Trudno porównywać dzieci spokojne i mało ruchliwe do urwisów, którym trudno usiedzieć w jednym miejscu. I istotnie od dziecka dwu-, trzyletniego nie można jeszcze wymagać, aby spokojnie usiedziało przez godzinę w kościele. Ale od pięcio-, czy sześciolatka już można i trzeba.

Specjalne Msze św. dla rodziców z małymi dziećmi, podczas których maluchy biegają po kościele i bawią się, takie zachowania tylko utrwalają. Gdy przyzwyczajone do tego dziecko znajdzie się w kościele na „normalnej” Mszy św., będzie robiło to samo. Kościół będzie się kojarzył z przestrzenią do biegania i zabawy. Dziecko nie zrozumie, dlaczego teraz ma zachowywać się inaczej.

Dlatego uważam, że małe dzieci, które jeszcze nie są w stanie spokojnie wytrzymać w kościele, lepiej zostawić w domu i chodzić na niedzielną Mszę św. na zmianę. Stałe uciszanie i karcenie nie tylko utrudnia rodzicom skupienie, ale powoduje, że kościół kojarzyć się będzie dziecku z czymś niemiłym, upominaniem, uspakajaniem… A nie ma nic gorszego, jak po nieudanym uspakajaniu, wyprowadzić dziecko na dwór, aby sobie pobiegało. Maluch dostaje wówczas sygnał, że niegrzeczne zachowanie w kościele skutkuje tym, że nie trzeba będzie w nim być i można będzie do woli biegać i bawić się. Następnym razem będzie niegrzeczne jeszcze bardziej i zostanie wyprowadzone jeszcze szybciej. Powstaje błędne koło.

A przecież przyuczenie dziecka do spokojnego siedzenia rozpoczyna się już w domu, choćby podczas wspólnych posiłków. Dziecko powinno nauczyć się, że odchodzi się od stołu dopiero wtedy, gdy wszyscy już zjedli, nie przeszkadza w rozmowie, nieustannie przerywając itp. Nie można dziecka przyzwyczajać do ciągłych rozrywek i zabawiania. Nie może ono czuć, że jest pępkiem świata i wszystko kręci się wokół niego. Od wymagania właściwego zachowania przy stole zaczyna się nauka spokojnego, grzecznego siedzenia przez jakiś czas. Także w kościele.

A do udziału w Mszy św. dziecko powinno zostać wcześniej przygotowane. Warto przyjść z nim do kościoła poza Mszą św., wtedy, gdy nie ma w nim ludzi. Pokazać ołtarz i opowiedzieć co się na nim odprawia. Przyklęknąć, zmówić krótką modlitwę. Pewnie już zna Ojcze nasz, które codziennie wieczorem odmawia z rodzicami. Albo Aniele Boży Stróżu mój. Niech ma poczucie sacrum. Trzeba pokazać mu tabernakulum i powiedzieć, że tam jest Pan Jezus.

Pierwsze pójście na Mszę św. powinno być wydarzeniem. W drodze warto dziecku przypomnieć, gdzie idzie i co się tam będzie działo, choć oczywiście nie zrozumie słów liturgii, ani kazania, ale pewne elementy Mszy św. można wytłumaczyć.

Jestem przeciwna przynoszeniu przez dzieci zabawek, ale Biblia dla dzieci do oglądania w czasie kazania może być. Gdy będzie się bardzo nudziło, poogląda obrazki, które będą jakoś współgrały z tym, co w kościele się dzieje.

Wiem, że są dzieci, które od bardzo wczesnego wieku potrafią spokojnie w kościele wysiedzieć i nie wymagają specjalnego przygotowania. W mojej parafii obserwuję gorliwego sześciolatka, który jest ministrantem i garnie się do dzwonków, pateny czy ampułek. Do wszystkiego jest pierwszy i wszystko go cieszy. Aż miło patrzeć, zwłaszcza że przychodzi na Mszę św. także w dni powszednie. Ba, mój siostrzeniec został ministrantem, gdy miał cztery lata i też był bardzo gorliwy. Nie wszystkie dzieci byłoby na to stać, ale od pięciolatka można już wymagać odpowiedniego zachowania. I trzeba zrobić wszystko, żeby udział w Mszy św. nie kojarzył się dziecku z karceniem i zagniewaniem rodziców.

 

Odsyłam również do miejsca źródłowego powyższego artykułu - także po to, by poczytać komentarze internautów. Polecam.

PO PROSTU KLIKNIJ W TO MIEJSCE

Przeżywamy dziś radosny dzień wdzięczności za obecność Boga żywego wśród nas, czego widzialnym znakiem jest nasza świątynia – kościół parafialny wybudowany przez naszych przodków. Dzisiejsza UROCZYSTOŚĆ ROCZNICY POŚWIĘCENIA KOŚCIOŁA (Kiermasz) niech zachęci nas wszystkich (szczególnie myślę tu o ludziach młodych) do refleksji nad znaczeniem tego, co duchowe w naszym życiu. Czy widok wieży kościelnej i bicie dzwonów kierują nasze myśli ku Bogu żywemu i prawdziwemu, Jego miłości i obecności z nami? Czy staramy się dbać o komunię z Bogiem, który zechciał zamieszkać wśród nas? Ale czy także staramy się (każdy z nas!) dążyć do komunii ze swoimi braćmi i siostrami w wierze? Czy identyfikujemy się ze wspólnotą, która gromadzi się w tej świątyni? Pytania te adresuję do wszystkich, ale może przede wszystkim do tych mieszkańców naszej parafii, którzy z jakiegokolwiek powodu zaniechali uczestniczenie w spotkaniach naszej wspólnoty. To bolesne dla nas wszystkich…

   

 

************************************************************

 

 

Kościół to nie tylko dom z kamieni i złota – śpiewamy w jednej z pieśni. Tak, Kościół Katolicki, do którego należymy to przede wszystkim wspólnota ochrzczonych, która pod przewodnictwem swojego pasterza dąży do zbawienia przez wyznawanie tej samej wiary i przyjmowanie sakramentów. Ta wspólnota jednak potrzebuje miejsca gdzie może się spotkać ze swoim Bogiem, gdzie Go uwielbia i wyprasza potrzebne łaski. Miejsce to – świątynia, kościół – jednoczy wspólnotę wierzących, jest jej radością i dumą. Jest także jej wspólną troską. Każda świątynia jest zewnętrznym znakiem wiary ludu Bożego.

            Dlatego taki dzień jak dziś w naszej parafii – ROCZNICA POŚWIĘCENIA KOŚCIOŁA – jest dniem ważnym i uroczystym. Jest dniem wdzięczności Bogu za to, że zechciał zamieszkać wśród nas, w wybudowanej dla Niego świątyni. Jest także dniem wdzięczności ludziom: budowniczym naszego kościoła; tym, którzy go remontowali i tym, którzy na co dzień o niego dbają. Wszystkich polecamy dobremu Bogu w naszej modlitwie.

 

 

***********************************************************

 

 

 Wydaje się, że coraz mniej spraw naszego życia wiążemy ze świątynią, kościołem… Wielu ludzi kościół zamieniło na super-market, na stadion sportowy czy inną rzecz, z którą spędza niedzielę – Dzień Pański. Innym z kolei kościół wcale „nie przeszkadza”, ale jednocześnie nie wywołuje żadnych pozytywnych odczuć i żadnych duchowych pragnień. Są też tacy chrześcijanie-katolicy(?), którzy już nie kojarzą wcale swojego życia z kościołem: „nie muszą” przecież przyjść do świątyni, by Boga prosić o pobłogosławienie ich związku „małżeńskiego”, czy też by poprosić o chrzest swojego dziecka. Świątynia jest im niepotrzebna. Oni ułożyli sobie życie już bez świątyni... Na szczęście wciąż jest także grupa wierzących (i to wcale nie mała), która nie wyobraża sobie życia i „załatwiania swoich spraw” bez świątyni, bez Boga, bez spotkania w kościele na wspólnej modlitwie.

      Dzisiejsza UROCZYSTOŚĆ ROCZNICY POŚWIĘCENIA KOSĆIOŁA  PARAFIALNEGO jest dobrą okazją do kolejnej refleksji nad znaczeniem świątyni w naszym życiu. Jest okazją, by Bogu i ludziom podziękować za dar tego miejsca, w którym możemy się spotkać jako wspólnota, w którym zamieszkał Bóg i które jednoczy nas z Bogiem i we wspólnocie.

      Tradycyjnie także tego dnia pytamy swego sumienia: jak wygląda MOJA WSPÓŁODPOWIEDZIALNOŚĆ i troska o to wspólne dobro jakim jest kościół parafialny? CZY UCZESTNICZĘ w tej odpowiedzialności (także pod względem materialnym), czy też jestem tylko biernym obserwatorem stojącym z boku i osądzającym innych? 

      W tym miejscu chciałbym bardzo serdecznie podziękować wszystkim zatroskanym o nasz wspólny Dom Parafialny! Bóg zapłać za uczestnictwo w tym wszystkim, co wiąże się z troską o wygląd naszej świątyni i terenu wokół niej, Bóg zapłać za każdą ofiarę i pracę. Niech dobry Bóg wszystkim dobroczyńcom i ofiarodawcom obficie błogosławi i wspiera w każdym dobrym dziele.

ŚWIĘTE  TRIDUUM  PASCHALNE

 

W Wielki Czwartek kończy się Wielki Post i MSZĄ ŚW. WIECZERZY PAŃSKIEJ rozpoczynamy świętowanie najważniejszego w roku liturgicznym Święta Paschalnego. W ten wieczór wspominamy pożegnalną wieczerzę Jezusa z Apostołami, w czasie której ustanowił On sakrament Eucharystii i kapłaństwa. Dlatego swoje szczególne święto tego dnia obchodzą kapłani – chciejmy o nich pamiętać w modlitwie.

Poza tym pamiętajmy, że Wielki Czwartek, Piątek i Sobota nie są dniami przygotowania do Zmartwychwstania! Jest to bowiem już jedno wielkie świętowanie Męki, Śmierci i Zmartwychwstania naszego Pana Jezusa Chrystusa. Istotą Świąt Paschalnych jest właśnie „pascha”, czyli „przejście” Jezusa przez śmierć do życia! My bierzemy w tym udział w sposób liturgiczny, sakramentalny. Spróbujmy więc tak sobie zorganizować czas, by nie zabrakło nas w kościele, gdy w te szczególne Dni Jezus będzie cierpiał dla naszego zbawienia, byśmy także mieli prawdziwie udział w Jego Zmartwychwstaniu. Niech nie zabraknie nas na liturgii w te Dni oraz na Adoracjach. Postarajmy się jednoczyć z Jezusem poprzez Komunię św. – już od samego Wielkiego Czwartku. Zwróćmy uwagę na szczególny „klimat” WIELKIEGO PIĄTKU – dnia okrutnej Męki i Śmierci Krzyżowej Jezusa. Niech to będzie dla nas prawdziwie dzień święty. Niech nic nie zmąci ciszy i skupienia tego dnia. Pamiętajmy o ścisłym poście. A w Wielką Sobotę – w dniu, w którym Jezus jest w grobie – przyjdźmy Go adorować i ucałować Krzyż.

      Szczytem liturgii tych Dni jest natomiast Wielkanocna LITURGIA WIGILII PASCHALNEJ, kiedy to Kościół gromadzi się na uroczystym „czuwaniu na cześć Pana”. Absolutnie nie są to „obrzędy Wielkiej Soboty”! Bo jest to właśnie najważniejsza Msza w roku. Jest to bardzo uroczyste i przebogate w symbolikę spotkanie wspólnoty wierzących z Panem Zmartwychwstałym.

      Spotkanie to odbywa się poprzez wymowne znaki, które także określają poszczególne części liturgii. Podkreślmy, że są to znaki obecności Boga Żywego. A należą do nich: światło (ogień), słowo, woda i pokarm eucharystyczny (uczta). Wokół tych znaków toczy się akcja kolejnych części liturgii Wigilii Paschalnej. To przez te znaki my spotykamy się z Chrystusem Zmartwychwstałym. W tę szczególną Noc, stojąc z zapaloną świecą, chcemy uroczyście odnowić swoje przyrzeczenia chrzcielne (by także uzyskać odpust zupełny).

     Radosnym i uroczystym dopełnieniem tego spotkania jest procesja rezurekcyjna, która jest niczym innym jak wypełnieniem naszego obowiązku świadectwa wiary w Zmartwychwstałego Pana – dlatego po Wigilii Paschalnej chcemy wyjść ze świątyni by ogłosić światu, że Pan Żyje! Procesja ta to więc konieczne dopełnienie uroczystej liturgii, to niejako ogłoszenie i „dekoracja” Zwycięzcy!

 

            Zapraszam więc bardzo serdecznie do pełnego uczestnictwa w liturgii całego Triduum Paschalnego, a szczególnie Wigilii Paschalnej.

 

Nie ogarniam…

Mimo wszystko nie ogarniam, nie rozumiem, nie pojmuję.  Tej całej współczesnej agresji wobec dzieci: aborcja, pedofilia, okaleczanie dzieci, mordowanie ich, nieludzkie wykorzystywanie do pracy… Nie wiadomo co gorsze. To jakiś znak czasu?

Jeśli stosunek dorosłych (rodziców!) do dzieci ma być miarą postępu naszej cywilizacji, to… - boję się dokończyć to zdanie.

Owszem dla mnie nie ulega wątpliwości, że swoje łapska macza w tym sam Zły, który pchać będzie człowieka ku ostatecznej zagładzie i w tym dążeniu nie ustanie. Jego zazdrość wobec boskiego przeznaczenia człowieka do życia wiecznego w niebie jest tak ogromna, że zrobi on wszystko, by człowiek do tego raju nie dotarł. Miejmy świadomość tego! Ale nie zwalajmy całkowitej winy na szatana, bo ostatecznie to do nas należy decyzja i to my sami chcemy zrywać te ”owoce poznania dobra i zła” - i na siebie bierzemy za to odpowiedzialność.

Elementem tego szatańskiego pędu ku zagładzie wydaje się być także owo wielkie larum wobec zjawiska pedofilii wśród duchownych Kościoła. Kościoła – dodajmy – który jest głównym wrogiem szatana w tym świecie. Nie wiemy do końca jaka jest skala tego zjawiska. Ale dla ogólnego obrazu Kościoła tworzonego w mediach to akurat jest najmniej ważne. Nawet gdyby chodziło o jednostkowe przypadki, „życzliwi” dziennikarze zrobią z tego najważniejszy problem Kościoła dotyczący wszystkich: od papieża począwszy, a na zwykłym wikarym skończywszy. Ksiądz=pedofil i tyle. Z drugiej strony nagłośnienie tych przypadków niech będzie przestrogą dla Kościoła i skłoni do zdecydowanego przeciwdziałania – co zresztą już się dzieje.

Natomiast innym elementem tej samej szatańskiej układanki dążącej do zniszczenia człowieka jest jednocześnie jakaś dziwna medialna cisza o konkretnych inicjatywach i działaniach środowisk „postępowo”-gejowskich zmierzających np. do legalizacji pedofilii czy obniżenia wieku inicjacji seksualnej (Niemcy, Francja, Holandia, USA…). Dlaczego ci ludzie chcą to obrzydliwe zachowanie zalegalizować? Czyżby dlatego, że po kolejnych sukcesach ustawodawczych swoimi obrzydliwymi łapskami dopiero teraz chcą dobrać się do dzieci? A może chodzi po prostu o zatwierdzenie istniejącego już procederu i zwyczajne uniknięcie kary? Dlaczego media o tym milczą? Tak trudno niektórym „dziennikarzom” odczytać te intencje i zamiary? Nie, doskonale o tym wiedzą!  I tego też nie ogarniam…

Rodzi się pytanie: czy wyuzdanie człowieka i upadek jego godności sięgnął już dna, czy jeszcze nas coś czeka, co nie śniło się normalnym ludziom jeszcze kilkadziesiąt lat temu? Powie ktoś: przesada, to tylko margines nagłośniony przez media, bo takie newsy teraz w modzie i można na nich zarobić. Naprawdę? A co jest celem tego bezustannego sączenia do naszych głów „takich” newsów? Po co pokazuje się w nieskończoność te wyuzdane i zwierzęce zachowania różnych tęczowych dewiantów? Po co? Czy owi „dziennikarze” są tylko obiektywnymi obserwatorami rzeczywistości? A może głównymi żołnierzami w toczącej się wojnie z człowiekiem? Bardzo smutne i zatrważające jest to, że pierwszymi ofiarami tej brudnej i bezwzględnej wojny są dzieci…

Tym bardziej więc nie ogarniam tej całej agresji wobec najbardziej bezbronnych. Jest to wstrętne, obrzydliwe i nieludzkie. Tak nie postępują nawet zwierzęta, których motywem działania jest przecież instynkt. Tak, to zwierzęta działające w zgodzie ze swoim instynktem są bliżej Stwórcy, niż człowiek stworzony na Jego obraz. Tak bardzo jesteśmy pyszni i zaślepieni?! Jak długo jeszcze? Jak długo pozwolimy się mamić mirażowi absolutnej wolności i swobody? Ile jeszcze musi zginąć istot ludzkich? Ile jeszcze milionów dzieci musi zostać zabitych, skrzywdzonych, poniżonych, zmaltretowanych fizycznie i psychicznie?

Niestety, nie znam odpowiedzi na te pytania.

Na koniec chciałbym polecić także felieton w tym temacie napisany przez ks. Mariusza Sztabę, który niedawno znalazłem tutaj: www.kuriaczestochowa.pl/news/ks-mariusz-sztaba-obluda-i-cynizm-czyli-rzecz-o-pedofilii-i-edukacji-seksualnej/

 

Potrzebuję Ciebie (2)

  

Potrzebuję CiebiePewien kapłan opowiadał kiedyś, że bardzo się zdziwił, gdy w jednej z parafii w Paryżu zauważył, że nieomal wszyscy obecni w kościele podeszli do komunii. A wszystko w wielkim skupieniu i porządku. Nikt się nie pchał i nikt nikogo nie potrącał po drodze.

 

Inny kapłan, misjonarz, który przygotowywał się w Belgii do wyjazdu do Zairu, wspominał, że lektorka języka francuskiego poprosiła go, by zawiózł ją do Polski. - Chcę zobaczyć kraj, który wydał Papieża - mówiła. Przyszły wakacje, przyjechali do naszego kraju. Ksiądz zawiózł tę lektorkę do wszystkich ważniejszych miejsc w naszym kraju. Byli też w Warszawie, gdzie poszli do kościoła na Mszę św. Ksiądz dołączył do koncelebry, odprawił z kilkoma innymi księżmi Mszę św. Świątynia wypełniona była wiernymi, było wręcz ciasno. Przyszedł moment Komunii św. i oto podeszło parę osób. Lektorka francuskiego z trudem się przecisnęła do ołtarza, aby zdążyć. Msza się z skoczyła, wyszli na plac przed kościół. - Proszę księdza, co to było. Kapłan na początku nie zrozumiał, o co jej chodzi. - Dlaczego oni nie byli u Komunii św., ci wszyscy ludzie, których tak wielu było na Mszy. Czy oni nie wierzą, że tam jest żywy i prawdziwy Chrystus? Ksiądz bezradnie rozłożył ręce. - No, nie zasadniczo wierzą. - Jak to? Wierzą i nie chcą Go przyjąć do serca - pytała nie pojmując dalej. A on nie mógł jej tego wytłumaczyć.

 

Bo tego nie da się wytłumaczyć. Ktoś powiedział, że to jest taka nasza polska rana religijna. To nasza słaba strona. Za wiele spraw świat nas podziwia, ale tu zawodzimy na całej linii.

 

W Kościele najsroższą karą za szczególne rodzaje przestępstw czy grzechów jest ekskomunika. Podlega tej karze ten, kto dopuszcza się dzieciobójstwa czyli aborcji, żyje w związku niesakramentalnym czyli bez ślubu, prowadzi pijacką melinę itd. Osoby ekskomunikowane nie mogą przystępować do stołu eucharystycznego. I oto okazuje się, że kiedy stracą możliwość Komunii św. bardzo, ale to bardzo jej pragną. Bywa, że popłaczą nieraz, że nie mogą podejść do ołtarza, aby przyjąć Eucharystię. I możemy im szczerze współczuć, choć oczywiście często tak naprawdę sami sobie są winni.

 

A my czasami sami sobie nakładamy tę karę, sami wyłączamy się z Komunii św. na całe miesiące, a bywa, że lata. Jan Paweł II powiedział kiedyś: Otwórzcie drzwi Odkupicielowi, nie bójcie się przyjąć Chrystusa. .

 

Jeżeli oddzielamy się od Komunii św., stajemy się niejako bezbronni duchowo. Złu łatwiej jest nas zaatakować, bo sami się rozrobiliśmy.

 

Jeśli dziecko odmawia zjedzenia posiłku, nie je, dobrzy rodzice upewniają się, czy nie jest to wynikiem jakiejś choroby. Czasami idą z nim do lekarza. Jeśli my odmawiamy tego duchowego posiłku, to znak, że coś z nami jest nie tak.

 

Zmarnowane są lata bez Chrystusa. Także tego eucharystycznego. Obyśmy tego nie żałowali w momencie naszej śmierci…

kjk 14.06.2013 r.

Wypaczenie elementarnej hierarchii wartości


Wszelkie inicjatywy ustawodawcze, dotyczące tak zwanych związków partnerskich, są przejawem podporządkowania się przez państwo lewicowym ideologiom ateistycznym - uważa psycholog ks. Marek Dziewiecki.

Duszpasterz młodzieży dodał, że inicjatywy te mają na celu doprowadzenie do rozbicia więzi społecznych oraz do podważenia elementarnej wartości, jakimi dla społeczeństwa i wychowania jest małżeństwo i rodzina. Na posiedzeniu w dniach 23-25 stycznia Sejm ma rozpatrzyć w pierwszym czytaniu projekty ustaw o związkach partnerskich autorstwa wspólnie SLD i Ruchu Palikota oraz projekt Platformy Obywatelskiej – wynika ze wstępnego porządku obrad w tym terminie.

Ks. Dziewiecki podkreślił, że proponowane projekty ustaw – jak każde projekty oparte na ideologii, a nie na analizie rzeczywistości – są szkodliwe z bardzo wielu powodów.

Po pierwsze oznaczają, że państwo daje podobne wsparcie i podobne przywileje (np. wspólne rozliczenie podatkowe czy dziedziczenie majątku) związkom homoseksualnym, czyli niepłodnym, jak małżeństwom, które przekazują życie potomstwu i bez których społeczeństwo przestałoby istnieć.

Po drugie, państwo wypacza elementarną hierarchię wartości, gdyż zrównuje związki homoseksualne, oparte na orientacji seksualnej, z małżeństwami, które oparte są na miłości. W konsekwencji państwo oddziałuje w sposób demoralizujący na dzieci i młodzież, gdyż sugeruje, że można budować trwałe, szczęśliwe więzi w oparciu o popęd, gdy tymczasem doświadczenie potwierdza, że takie więzi można budować jedynie w oparciu o miłość, wierność i odpowiedzialność.

Po trzecie, polskie społeczeństwo wchodzi w fazę zapaści demograficznej, a mimo to państwo polskie jest na ostatnim miejscu w Europie, jeśli chodzi o wsparcie dla małżeństw i rodzin.

Po czwarte, nie istnieje żadna potrzeba społeczna, by uchwalać ustawę o związkach partnerskich. Nikt przecież - jak powiedział ks. Dziewiecki - w naszym państwie nie zabrania obywatelem, by łączyli się w dowolne związki i by umową cywilną gwarantowali sobie prawo do odwiedzin w szpitalu czy do dziedziczenia po sobie majątku.

Według ks. Dziewieckiego "zatroskanie" polityków lewicy o związki partnerskie jest kolejnym potwierdzeniem ich wyobcowania od zdecydowanej większości społeczeństwa, a także potwierdzeniem ich przewrotności. Dodał, że politycy lewicy na co dzień kpią sobie z najważniejszej dla losów społeczeństwa formy związków, czyli z małżeństwa i rodziny, a w miejsce pomocy dla rodzin oferują rodzicom "prawo" do zabijania dzieci na życzenie. - Nagle okazuje się, że na pewien rodzaj związków politycy lewicy są bardzo wrażliwi. Ich wrażliwość dotyczy jednak wyłącznie związków homoseksualnych, czyli takich, które są niepłodne i których promowanie prowadzi do jeszcze większej zapaści demograficznej - powiedział psycholog.

Ks. Dziewiecki stwierdził też, że rzeczywistym zadaniem państwa w obecnej sytuacji powinno być prawne oraz finansowe wspieranie małżeństw i rodzin po to, by rodzenie i wychowywanie dzieci nie wymagało heroizmu i nie wiązało się z popadaniem w biedę. Podkreślił również, że pilnym zadaniem państwa jest też aktywna polityka gospodarcza, aby nie powiększała się liczba rodzin już dotkniętych biedą i by młodzi Polacy nie emigrowali zagranicę w poszukiwaniu pracy na skalę jeszcze większą niż w czasach, w których Polska była najbiedniejsza.

Dlaczego 9. października pójdę na wybory?


Krótko mówiąc: ze strachu.

W kampanii wyborczej, której nie trzeba nawet specjalnie śledzić, przewija się wciąż i ciągle wątek straszenia. Jedni straszą drugimi. Pierwsi drugimi, drudzy trzecimi, trzeci wszystkimi innymi i tak dalej, i tak w kółko… Jedna wielka psychoza strachu i lęku. Dałem się więc przekonać i chcąc być choć trochę „poprawnym politycznie” postanowiłem i ja się bać. I z powodu tego strachu idę na wybory. Choć wcześniej kompletnie nie miałem takiego zamiaru.

Czego się więc boję?

Śmierci. Tolerancji. „Normalności”.

Od kiedy politykom (przynajmniej niektórym) się wydaje, że mogą decydować o tym, czy ktoś ma prawo żyć, czy nie, polityka stała się sprawą śmiertelnie poważną. Dosłownie. Śmiertelnie boję się więc tych, którzy poprzez „postępowe” i „poprawne politycznie” ustawy odbierają ludziom prawo do życia. Śmiertelnie boję się tych, którzy dzielą ludzi na tych, którym się życie należy (bo są więksi? bogatsi? zdrowsi?) i tych którym się ono nie należy (bo są mali? chorzy? nieproduktywni?). Straszne. Boję się tych polityków. Którzy dla władzy i kilku euro przegłosują wszystko. Po prostu z natury nie ufam ludziom, którzy zamiast bronić życia bronią śmierci. Czy to źle, że się takich ludzi boję?

Boję się polityków, dla których najświętszą zasadą jest wolność i tolerancja. W imię tej zasady przegłosują wszystko, co ktokolwiek wymyśli. Bo przecież trzeba „tolerować” odmienne poglądy, orientacje i zasady postępowania. Jedyne, czego absolutnie nie wolno tolerować, to wartości chrześcijańsko-katolickie. One są przecież takie nietolerancyjne!! Kiedy opluwa się i szydzi z Krzyża albo z Biblii, a katolicy się na to oburzają, to oni są właśnie nietolerancyjni! I dzielą społeczeństwo, i nie pozwalają się „artystom” swobodnie wypowiadać! I z tą nietolerancją trzeba wreszcie skończyć! Właśnie w imię …tolerancji!!  I są politycy, którzy to otwarcie głoszą i są tacy, którzy im po cichu przytakują (wiadomo: „poprawność polityczna”, a poza tym przecież Unia nie da żadnego euro jakiemuś zacofanemu krajowi).

Poza tym panicznie boję się polityków, którzy również w imię owej „świętej” tolerancji i wolności nawet największe wynaturzenia są gotowi nazwać „normalnością” i będą tej „normalności” bronić. W ten sposób parlament czyniąc areną zaciekłej walki z normalnym człowieczeństwem i cywilizacją. Areną walki z podstawami każdego społeczeństwa, jakimi są małżeństwo i rodzina. I co ci politycy chcą po sobie zostawić? Bezpłodne homo-związki i dzieci z probówki? Co oni – ślepi? Zapomnieli skąd się wzięli? Myślą, że jakąś ustawą zmienią naturę? Nieuki jedne! Boję się pseudo-oświeconych nieuków, którzy dorwą się do władzy. Bo nie da się z nimi dyskutować na argumenty…

Powiecie: człowieku, czy aby nie przesadzasz za bardzo?

Boję się, że wcale nie przesadzam.

Podsumowując:  Kiedyś chodziłem na wybory z radości, że mamy wolność i demokrację. Później trochę z ciekawości. Tym razem pójdę ze strachu przed niektórymi politykami…

I wcale nie jest to żart.

k.Z.

Fragmenty przemówień i homilii Benedykta XVI, wygłoszonych podczas jego pielgrzymki w Niemczech (22-25.09.2011):

 

Jak rozpoznaje się to, co jest słuszne?  W historii przepisy prawne były niemal zawsze uzasadniane religijnie: to, co między ludźmi jest słuszne, rozstrzyga się na gruncie odniesienia do Bóstwa.

 

Kultura Europy zrodziła się ze spotkania Jerozolimy, Aten i Rzymu – ze spotkania wiary w Boga Izraela, filozoficznego rozumu Greków i prawniczej myśli Rzymu. To potrójne spotkanie tworzy głęboką tożsamość Europy. Spotkanie to, świadome odpowiedzialności człowieka przed Bogiem i uznając nienaruszalną godność człowieka, każdego człowieka, umocniło kryteria prawa, których obrona jest naszym zadaniem w obecnym okresie dziejowym.

 

Trwanie z Chrystusem oznacza, jak już widzieliśmy, również trwanie z Kościołem. Cała wspólnota wierzących jest mocno związana z Chrystusem, winnym krzewem. W Chrystusie my wszyscy jesteśmy zjednoczeni. We wspólnocie tej On nas dźwiga, a jednocześnie wszyscy członkowie kolejno się wspierają. (…) Kościół jako głosiciel Słowa Bożego i szafarz sakramentów jednoczy nas z Chrystusem, prawdziwą winoroślą. (…) Kościół jest najpiękniejszym darem Bożym.  (…) Wraz z Kościołem i w Kościele możemy głosić wszystkim, że Chrystus jest źródłem życia (…). Ten, kto wierzy w Chrystusa,  ma przed sobą przyszłość. Bóg nie chce bowiem jałowości, śmierci, bylejakości, które w końcu przemijają, ale chce rzeczy płodnych i żywych, życia w obfitości.

 

Tam, gdzie jest Bóg, jest przyszłość. Istotnie:  tam, gdzie pozwalamy, aby miłość Boża odziaływała całkowicie na nasze Zycie, tam otwiera się niebo.

 

Czyż nie trzeba poszukiwać głębokich korzeni wiary i życia chrześcijańskiego w czymś zupełnie innym, niż w wolności społecznej?

 

Wiara w istocie jest zawsze wiarą wraz z innymi. To, że mogę wierzyć, zawdzięczam przede wszystkim Bogu, który do mnie się zwraca i, by tak rzec, „rozpala” moją wiarę. Jednakże bardzo praktycznie zawdzięczam swoją wiarę także tym, którzy są blisko mnie, którzy uwierzyli przede mną i wierzą wraz ze mną. Tym „z”, bez którego nie może być żadnej wiary osobistej, jest Kościół.

 

Ten, który mówi sam o sobie: „Ja jestem światłością świata”, sprawia, aby nasze życie jaśniało, i żeby w ten sposób było prawdą to,  co przed chwilą usłyszeliśmy w Ewangelii: „Wy jesteście światłem świata”.  To nie nasze ludzkie trudy ani współczesny postęp techniczny wnoszą światło w ten świat.

 

Drodzy przyjaciele, Chrystus interesuje się nie tyle tym, ile razy w życiu się potykacie, ale ile razy powstajecie na nowo. Nie wymaga wspaniałych wyczynów, ale chce, aby Jego światło w nas jaśniało, abyśmy Go naśladowali.

 

Pozwólcie, aby  Chrystus w was płonął, nawet wówczas kiedy może to oznaczać ofiarę i wyrzeczenie. Nie bójcie się, że możecie coś stracić i poniekąd zostać na końcu z pustymi rękoma. Miejcie odwagę angażować swe zdolności i dary dla Królestwa Bożego i ofiarować samych siebie – jak wosk świecy – aby poprzez was Pan rozświetlał ciemności.

 

Od wielu dziesięcioleci widzimy zmniejszanie się praktyk religijnych, stwierdzamy ciągłe odcinanie się znaczącej części ochrzczonych od życia Kościoła. Rodzi się pytanie: czy może Kościół nie powinien się zmienić? Czy może powinien – w swych urzędach i strukturach – przystosować się do naszych czasów, aby dotrzeć do ludzi naszych czasów, poszukujących lub wątpiących?

Błogosławioną Matkę Teresę z Kalkuty zapytano kiedyś, co przede wszystkim powinno się – według niej – zmienić w Kościele, a wówczas ona odpowiedziała: ty i ja!

Sokrates, Trzy sita

Do Sokratesa przybiegł pewien znajomy i z zadyszką zaczął opowiadać:

- Słuchaj, Sokratesie, muszę ci coś powiedzieć... twój przyjaciel...

- Poczekaj - przerwał mędrzec - przesiałeś to, co mi chcesz powiedzieć przez

trzy sita?

- Trzy sita? - zdziwił się "sprawozdawca".

- Tak, mój przyjacielu, trzy sita. Pierwsze sito to prawda. Jesteś pewny, że wszystko, co mi chcesz powiedzieć, jest zgodne z prawdą?

- No, nie wiem, opowiedział mi to...

- Tak, tak, ale z pewnością przesiałeś to przez drugie sito, a jest nim dobro. Czy to, co chcesz mi opowiedzieć, jest przynajmniej dobre?

- Przeciwnie...

- To - przerwał filozof - użyjmy jeszcze trzeciego sita i zapytajmy, czy to, co mi chcesz opowiedzieć, jest konieczne?

- Konieczne? Chyba nie...

- A więc - uśmiechnął się Sokrates - jeżeli to, co mi chcesz opowiedzieć, nie jest ani prawdziwe, ani dobre, ani konieczne, to nie obciążaj tym ani siebie, ani mnie!


„Na miejscu Chrystusa"

Pewien stary pustelnik Sebastian zwykł modlić się w maleńkim sanktuarium  ukrytym w cieniu doliny. Czczono tam krucyfiks, który nosił nazwę  
Chrystus miłosierny”. Przybywała tam ludność z całej okolicy, by  wypraszać przez niego miłosierdzie i pomoc. Pewnego dnia również stary Sebastian postanowił zwrócić się o pewną łaskę i uklęknąwszy, modlił się:
- Panie, pragnę cierpieć razem z Tobą. Pozwól mi zająć Twoje miejsce. Pragnę zawisnąć na krzyżu.
I trwał tak w ciszy, wpatrzony w krzyż, oczekując odpowiedzi. Aż nagle Chrystus poruszył ustami i powiedział:
- Przyjacielu, zgadzam się na twoją prośbę, ale pod jednym warunkiem: cokolwiek by się zdarzyło, cokolwiek byś zobaczył, musisz zachować ciszę.
- Obiecuję Ci, Panie.

Nastąpiła zamiana. Nikt nie poznał, że od tej chwili Sebastian był przytwierdzony do
krzyża, podczas gdy Chrystus zajął jego miejsce. Wierni - jak zwykle - zanosili swe błagania, wyrażali dziękczynienia, a on dotrzymując swej obietnicy milczał. Aż pewnego dnia...
Przybył bogacz, modlił się długo, a zakończywszy modlitwę, gdy odchodził, zapomniał zabrać z klęcznika worek pełen złotych monet.  Sebastian spostrzegł to, lecz zachował milczenie. Nie odezwał się nawet w godzinę potem, kiedy przybył pewien biedak, zabrał ze sobą worek i wyszedł nie dowierzając swemu wielkiemu szczęściu. Nie otworzył też ust, kiedy uklęknął przed nim pewien młody człowiek, prosząc o opiekę podczas długiej podróży przez morze. Nie wytrzymał jednak, kiedy ujrzał wbiegającego bogacza, który myśląc, że młodzieniec ukradł jego worek ze złotymi monetami, wrzeszczał na całe gardło, by zawezwano straże. Wtedy Sebastian nie wytrzymał i wydał z siebie straszny krzyk:
- Stójcie!
Wszyscy z lękiem spojrzeli w górę i zobaczyli, że przemawia do nich krucyfiks. Sebastian opowiedział im całe zdarzenie. Bogacz ruszył, co sił w nogach, aby szukać biedaka. Młodzieniec oddalił się w pośpiechu, by nie spóźnić się na statek. Ale kiedy w sanktuarium nie było już nikogo, Chrystus wrócił do Sebastiana z reprymendą.
- Zejdź z krzyża. Nie jesteś godzien zajmować mojego miejsca. Nie umiesz milczeć.
- Ależ Panie, protestował zawstydzony Sebastian.  Czy mógłbym zgodzić się na taką niesprawiedliwość?
- Nie wiedziałeś o tym
- odpowiedział Chrystus - że bogacz miał zgubić swój worek, bowiem pragnął użyć pieniędzy w złym celu: założył dom publiczny i roztrwonił swój majątek  na zabawach i hulankach. Biedny, natomiast, bardzo ich potrzebował bo nie miał za co nakarmić swojej rodziny, przez to trafił do wiezienia. Gdyby młodzieniec został zatrzymany przez straże, nie zdążyłby na statek i ocaliłby swe życie i nie osierociłby 2 dzieci, bowiem w tym momencie jego statek osuwa się na dno głębokiego morza. Wiec pamiętaj, że mowa
jest srebrem, a milczenie złotem.

Menu

Statystyki






statystyka

Wyszukiwanie

 

Dzisiaj jest

czwartek,
18 kwietnia 2024

(109. dzień roku)

Święta

Czwartek, III Tydzień Wielkanocny
Rok B, II
Dzień Powszedni

 

Sonda



Licznik

Liczba wyświetleń strony:
75348

Zegar