Warto znać i praktykować:
Modlitwa Jubileuszu
Ojcze, który jesteś w niebie, niech wiara, którą nam dałeś
w Twoim Synu Jezusie Chrystusie, naszym Bracie,
i płomień miłości rozlany w naszych sercach przez Ducha Świętego,
obudzą w nas błogosławioną nadzieję na przyjście Twojego Królestwa.
Niech Twoja łaska przemienia nas w pracowitych siewców ewangelicznych ziaren,
które będą zaczynem ludzkości i kosmosu, w ufnym oczekiwaniu
nowego nieba i nowej ziemi, gdy moce Zła zostaną pokonane,
a Twoja chwała objawi się na wieki.
Niech łaska Jubileuszu ożywi w nas, Pielgrzymach nadziei,
pragnienie dóbr niebieskich i rozleje po całej ziemi
radość i pokój naszego Odkupiciela.
Tobie Boże, błogosławiony po wsze czasy,
niech będzie cześć i chwała na wieki.
Amen
Logo Roku Świętego 2025 przedstawia cztery stylizowane postacie oznaczające ludzkość z czterech krańców świata. Jedna obejmuje drugą, aby wskazać na solidarność i braterstwo, które muszą łączyć narody. Pierwsza postać trzyma się kurczowo krzyża. Jest to znakiem nie tylko wiary, ale także nadziei, której nigdy nie można porzucić, ponieważ potrzebujemy jej zawsze, a zwłaszcza w chwilach większych trudności. Fale, które są poniżej i które się poruszają, wskazują, że życiowa pielgrzymka nie zawsze toczy się po spokojnych wodach. Często osobiste perypetie i wydarzenia na świecie narzucają wezwanie do nadziei z większą intensywnością. Dlatego też należy podkreślić dolną część krzyża, która rozciąga się, stając się kotwicą nakładającą się na falisty ruch. Jak wiemy, kotwica jest często używana jako metafora nadziei. Kotwica nadziei to nazwa nadana w żargonie marynarskim kotwicy rezerwowej, używanej przez statki do wykonywania manewrów awaryjnych w celu ustabilizowania statku podczas sztormu. Nie zapominajmy, że obraz ten pokazuje, iż droga pielgrzyma nie jest sprawą indywidualną, ale wspólnotową, naznaczoną rosnącym dynamizmem, który coraz bardziej zmierza ku Krzyżowi. Krzyż nie jest bynajmniej statyczny, ale dynamiczny, pochyla się ku ludzkości, jakby chciał wyjść jej naprzeciw, nie pozostawiając jej samej, ale dając pewność obecności i bezpieczeństwo nadziei. Wreszcie, w kolorze zielonym wyraźnie widać Motto Jubileuszu 2025 roku: Peregrinantes in Spem [Pielgrzymujący ku Nadziei].
Opowiadanie
Wizyta
Codziennie w południe pewien młody człowiek zjawiał się przy drzwiach kościoła i po kilku minutach odchodził. Nosił kraciastą koszulę i podarte dżinsy, tak jak wszyscy chłopcy w jego wieku. Miał w ręku papierową torebkę z bułkami na obiad. Proboszcz, trochę nieufny zapytał go kiedyś, po co tu przychodzi. Wiadomo, że w obecnych czasach istnieją ludzie, którzy okradają również kościoły.
- Przychodzę pomodlić się - odpowiedział chłopak.
- Pomodlić się... Jak możesz modlić się tak szybko? – powątpiewał kapłan.
- Och... codziennie zjawiam się w tym kościele w południe i mówię tylko:
"Jezu, przyszedł Jerzy", potem odchodzę. To maleńka modlitwa, ale jestem pewien, że On słucha – odpowiedział chłopak.
W kilka dni później, w wyniku wypadku przy pracy, chłopak został przewieziony do szpitala z bardzo bolesnymi złamaniami. Umieszczono go w pokoju razem z innymi chorymi. Jego przybycie zmieniło oddział. Po kilku dniach, jego pokój stał się miejscem spotkań pacjentów z tego samego korytarza. Młodzi i starzy spotykali się przy jego łóżku, a on miał uśmiech i słowo otuchy dla każdego.
Przyszedł odwiedzić go również proboszcz i w towarzystwie pielęgniarki stanął przy łóżku chłopaka.
-Powiedziano mi, że jesteś cały pokiereszowany, ale że pomimo to wszystkim dodajesz otuchy. Jak to robisz? – zapytał kapłan.
-To dzięki Komuś, Kto przychodzi odwiedzić mnie w południe – odpowiedział Jerzy.
Pielęgniarka przerwała mu: Tu nikt nie przychodzi w południe...
Odparł szybko: O, tak! Przychodzi tu codziennie i stając w drzwiach mówi: "Jerzy, to Ja, Jezus"- i odchodzi.
Opowiadanie
Milczenie
- Dość! Mam ich naprawdę dość!
Wszyscy w niebie wstrzymali oddech. Nikt nie widział nigdy dotąd tak zagniewanego Jezusa. To właśnie On grzmiącym głosem okazał swój boski gniew.
- Przez trzydzieści trzy lata przebywałem wśród ludzi, mówiłem im wielokrotnie, że czyny są tysiąc razy ważniejsze od słów. Dlatego zostałem ukrzyżowany. Tłumaczyłem na wszystkie sposoby, że to nie po słowach i pustych ceremoniach będą oceniali moich uczniów, ale po tym, w jaki sposób będą okazywać miłość. Prawie nikt tego nie zrozumiał! Głoszą kazania, śpiewają wzruszające hymny, uczestniczą w przejmujących nabożeństwach, a tak mało czynią!
- Co zamierzasz zrobić, Jezu? – spytał nieśmiało jakiś anioł.
- Odbiorę im mowę… Jak to się stało z Zachariaszem, ojcem Jana Chrzciciela!
Tak zdecydował Jezus i odebrał wszystkim chrześcijanom zdolność mówienia. Nagle w całym świecie wśród wszystkich wierzących w Chrystusa zapanowało wielkie milczenie.
W pierwszym momencie ludzie zdumieli się. Wielu pobiegło do aptek, by kupić syrop i pastylki na ból gardła. Popyt na zioła i miód też był ogromny. Potem zaczęto się martwić, aż w końcu ludzi ogarnęło przerażenie. Jak mogli modlić się bez słów? Jak mogli powiedzieć Jezusowi i bliźnim, że ich kochają? Wielcy teolodzy nie mogli nawet wypowiedzieć słowa „transsubstancjacja” (czyli „przeistoczenie”), a kaznodzieje bez wzniosłych określeń i głębokich pojęć czuli się bezrobotni. Zwykli ludzie nie potrafili się kłócić. Co gorsza, nie wiedzieli, jak wyrazić solidarność, pociechę, współczucie i jedność. W wyniku przemyśleń doszli do prostego wniosku: „To, czego nie możemy wypowiedzieć słowami, możemy przekazać za pomocą czynów”.
Wielu tak właśnie sądziło. Wybitni mistrzowie słowa stali się spontaniczni i szczerzy, nauczyli się wyrażać siebie, posługując się spojrzeniem, uśmiechem, czułością, gestami dobroci. Na wydziałach teologicznych uniwersytetów otwarto stołówki i schroniska dla biednych i bezdomnych. Również nauka katechizmu stała się radosna, przeplatana zabawą. Wielu czuło się zawstydzonych, wspominając, jak łatwo kłamało się za pomocą słów. W niektórych gazetach ukazały się artykułu zatytułowane „Patrzcie, jak oni się miłują!”.
Coraz więcej ludzi uznawało taki sposób wyrażania wiary za bardzo interesujący. Przyciągała ich atmosfera przyjaźni, pokoju, prawdziwej gościnności, jaką oddychało się wśród uczniów Jezusa. Gdy po pewnym czasie Jezus zwrócił im możliwość posługiwania się słowami, byli niemal zasmuceni. W czasie wielkiego milczenia doświadczyli, ile czułości jest w wierze chrześcijańskiej.
Opowiadanie
Łza pustyni
W Marrakeszu pewien misjonarz zauważył leżącego człowieka, który głaskał ręką piasek, a ucho przykładał do ziemi. Misjonarz zainteresowany tym dziwnym zachowaniem, zapytał:
- Co pan robi?
- Towarzyszę pustyni i łączę się z nią w jej samotności i płaczu
- Nie wiedziałem, że pustynia płacze.
- Płacze każdego dnia. Ma wielkie pragnienie – chciałaby być pożyteczna dla człowieka i zamieniać się w ogromny ogród, w którym byłoby uprawiane zboże, rosłyby kwiaty oraz pasałyby się owce.
- Mam do pana prośbę. Proszę powiedzieć pustyni, że rolę, która została jej powierzona, wypełnia bardzo dobrze. Jej otwarta przestrzeń pozwala mi zrozumieć, jak mali jesteśmy przed Bogiem. Kiedy patrzę na jej piasek, wyobrażam sobie miliony ludzi, którzy zostali stworzeni jako równi sobie, i myślę, że nie zawsze świat traktuje ich w sposób jednakowy. Wzniesienia pustynne pomagają mi medytować. Kiedy widzę wschodzące na horyzoncie słońce, moja dusza wypełnia się radością, a ja czuję się bliżej Boga.
Następnego ranka misjonarz ponownie spotkał mężczyznę w tym samym miejscu i w tej samej pozycji.
- Czy przekazał pan pustyni wszystko to, co wczoraj jej przekazałem?
Człowiek przytaknął głową.
- I nadal płacze?
- Tak. Teraz płacze, ponieważ tysiące lat żyła w przekonaniu, że jest całkowicie bezużyteczna, i cały ten czas zmarnowała na przeklinaniu Boga i swojego losu.
- Niech więc pan jej powie, że również człowiek często sądzi, że jest bezużyteczny. Rzadko odkrywa sens swojego przeznaczenia i myśli, że Bóg był wobec niego niesprawiedliwy.
- Nie wiem, czy pustynię przekonają te argumenty – powiedział człowiek
- Doszliśmy do chwili, aby zrobić to, co czynię wtedy, kiedy mam wrażenie, że ludzie stracili już nadzieję. Pomódlmy się.
Uklękli i obaj się pomodlili.
Następnego dnia, kiedy misjonarz odbywał poranny spacer, w miejscu, w którym wcześniej spotykał owego człowieka wytrysnęło źródło. W kolejnych miesiącach stawało się coraz większe i mieszkańcy okolicy wybudowali wokół niego studnię.
Beduini nazwali tę studnię Łzą Pustyni. Mówią, że wszyscy, którzy piją z niej wodę, potrafią zamienić swoje cierpienie w powód do radości.
Plan
Podczas Wniebowstąpienia Jezus rzucił okiem w kierunku ziemi znikającej w ciemności. Tylko nieliczne, maleńkie światła błyszczały nieśmiało w mieście Jeruzalem. Archanioł Gabriel, który przybył na powitanie Jezusa, zapytał:
- Panie, co to za światełka?
- To moi uczniowie, zgromadzeni na modlitwie wokół mojej Matki. Mam plan, że jak tylko wstąpię do nieba, wyślę im mojego Ducha Świętego, aby te drżące płomyczki stały się nieugaszonym ogniem, powoli rozpalającym miłość wśród wszystkich narodów ziemi!
Archanioł Gabriel ośmielił się ponownie zapytać:
- A co zrobisz, Panie, jeśli ten plan się nie powiedzie?
Po chwili ciszy Pan odpowiedział mu łagodnie:
- Ale Ja nie mam innego planu...
Jesteś małą lampeczką, drżącą pośród niezmierzonego mroku. Ale stanowisz część Bożego planu. I jesteś niezastąpiony. Ponieważ nie ma innego planu.
Ideały
Pewien mistrz uczył, że nie można żyć bez ideałów, celu, marzeń. Aby wytłumaczyć nieustraszonemu młodzieńcowi niezbędność ideałów, wskazał mu błękitną linię horyzontu.
- Tam masz dojść, to twój cel!
Młodzieniec szedł szybkim krokiem. Dotarł do pierwszych wzgórz, ale błękitna linia przesunęła się na górski łańcuch. Młodzieniec ruszył w dalszą drogę, ale błękitna linia była już za górami, na końcu rozległej niziny. Rozczarowany wrócił do mistrza.
- Gdy robię dziesięć kroków, horyzont także przesuwa się do dziesięć kroków. Jak długo bym nie szedł, nigdy do niego nie dojdę!
- Tak, tak właśnie jest!
- Po co zatem ideały?
- Właśnie po to, aby cały czas iść.
Kiedy rzeka przestaje płynąć, staje się bagnem. Podobnie dzieje się z człowiekiem.
Drwale
Dwóch drwali pracowało w tym samym lesie przy wyrębie drzew. Pnie drzew były ogromne, wytrzymałe i mocne. Obaj używali swych siekier z taką samą wprawą, ale każdy z nich używał innej techniki. Pierwszy uderzał w drzewo z niesłychaną wytrwałością, raz za razem, nie zatrzymując się, chyba że tylko na kilka sekund, by złapać oddech.
Drugi co godzinę robił przerwę w pracy.
O zmierzchu pierwszy był w połowie dzieła. Napocił się porządnie i nie dałby rady pracować nawet pięciu minut dłużej.
Drugi, choć to niewiarygodne, kończył ścinanie swego drzewa. Rozpoczęli razem i obydwa drzewa były dokładnie takie same.
Pierwszy nie wierzył własnym oczom.
- Nic z tego nie rozumiem! Co godzinę odpoczywałeś. Jak to możliwe, że skończyłeś tak szybko?
Tamten odparł z uśmiechem:
- Widziałeś, że co godzinę robiłem sobie odpoczynek. Nie zauważyłeś jednak, że wolny czas wykorzystywałem, aby podostrzyć siekierę.
Twój duch jest jak siekiera. Nie pozwalaj mu zardzewieć. Ostrz go trochę każdego dnia.
1. Zatrzymaj się na dziesięć minut, aby posłuchać muzyki.
2. Gdy tylko możesz, spaceruj.
3. Uściśnij każdego dnia drogie Ci osoby i powiedz każdej z nich: „Kocham cię”.