Refleksja
„Odnów nas Boże i daj nam zbawienie” wołamy razem z Psalmistą rozpoczynając adwentowy czas czuwania i modlitwy. Uświadamiamy sobie, że żyjemy w perspektywie ostatecznego chwalebnego przyjścia Jezusa Chrystusa. Im mocniej ktoś Go kocha, tym usilniej czeka na to spotkanie. Jeśli kochamy doczesność, podejmujemy wysiłek, by zatrzymać się na ziemi jak najdłużej. Życie przypomina ekran telewizora, na którym programy następują po sobie i następny wymazuje poprzedni. Ekran jest wciąż ten sam, zmieniają się tylko obrazy. Podobnie jest z nami: świat pozostaje, jedynie my kolejno przemijamy. Św. Teresa z Avila przypomina nam tę prawdę w słowach: „Niech nic cię nie niepokoi, niech nic nie napawa cię lękiem. Wszystko bowiem przemija, jedynie Bóg trwa”.
Jesteśmy wezwani przez Chrystusa, abyśmy nie przespali momentu Jego przyjścia. Dlatego ważne jest, abyśmy słuchali Pana – a nie zagłuszali Jego głosu zabawą, bezrefleksyjnym życiem czy brakiem nawrócenia. Nie wiemy, kiedy nastąpi czas ostatecznego przyjścia Jezusa. Chodzi przede wszystkim o zachowanie trwałej i żywej relacji z Chrystusem. Bez ożywiania relacji z Jezusem traci się duchową świeżość, traci się zdolność pokonywania trudności, unikania błędów czy przetrwania życiowych zawirowań. Nasze czuwanie musi się wiązać z aktywną wiernością swojemu powołaniu i wyznaczonym zadaniom. Chodzi więc nie o zapatrzenie się w siebie i promocję własnej doskonałości, ale o postawę służby Chrystusowi obecnemu w potrzebujących.
Chyba nikt z nas nie lubi takiego ostrzegawczo-karcącego tonu, któremu często towarzyszy jeszcze grożenie palcem: „Uważaj, bo jak nie, to...” Więc i słowa Chrystusa „Czuwajcie!” przyjmujemy z oporem, albo i nie przyjmujemy: po prostu, puszczamy je mimo uszu, żeby nas nie niepokoiły i nie spędzały snu z oczu. Chrystusowi wcale nie chodzi o straszenie nas, ale o mobilizację do nawrócenia właśnie dziś, w pierwszą niedzielę adwentu, czyli na początku nowego roku kościelnego. Każdy z nas musi zabiegać o swoją świętość, to znaczy o swoje zbawienie. Czuwaj więc, zabiegaj o swoje zbawienie, o swoją świętość, abyś nie zmarnował życia – tego, tu na ziemi i tego wiecznego, które również na ziemi się zaczyna.
ks. Leszek Smoliński
Złota myśl tygodnia
Jak żyć, aby być szczęśliwym? Trzeba żyć według dziesięciu przykazań Bożych i jedenastego staropolskiego „kochajmy się”
Jan Kobuszewski
Na wesoło
- Kochanie, pamiętasz, że w sobotę jedziemy do mojej mamy? – Pyta żona męża.
- Tak, ale niestety szef kazał mi przyjść do pracy.
- Przecież ty masz własną działalność…?
- Jako szef jestem dla siebie strasznie wredny! – podsumował mąż.
Opowiadanie
Dlaczego biegniesz?
Wyglądając przez okno wychodzące na rynek, mistrz Spostrzegł jednego ze swoich uczniów. Był to Haikel, który szedł w pośpiechu bardzo czymś zaaferowany. Mistrz zawołał Na niego i poprosił go do siebie.
- Haikel, czy widziałeś dzisiaj rano niebo?
- Nie, Mistrzu.
- A drogę, Haikel? Czy widziałeś dzisiaj rano drogę?
- Tak, Mistrzu.
- A teraz, czy widzisz ją jeszcze?
- Tak, Mistrzu, widzę.
- A powiedz mi, co widzisz?
- Ludzi, konie, powozy, wymachujących rękoma kupców, wieśniaków, którzy coś krzyczą, mężczyzn i kobiety, którzy chodzą tam i z powrotem. Oto wszystko, co widzę.
- Haikel, Haikel - napomniał go wielkodusznie Mistrz - za pięćdziesiąt lat, za dwa razy po pięćdziesiąt lat ta droga wciąż jeszcze będzie istniała i rynek podobny do tego też jeszcze będzie istniał. Inne pojazdy będą przewoziły innych kupców, aby kupowali i sprzedawali swoje konie. Ale mnie już nie będzie i ciebie też już nie będzie. Dlatego pytam się ciebie, Haikel, po co ty tak biegniesz, jeśli nie masz nawet czasu spojrzeć w niebo?
Haikel, czy ty widziałeś dzisiaj rano niebo?
Śp. ks. Alfons Stiller urodził się 6 XI 1933 r. w Łubiu (ówczesny powiat gliwicki) w rodzinie Benedykta i Marii zd. Kioltyka. Jego ojciec zmarł w 1946 r. Szkołę podstawową ukończył w 1947 r. w rodzinnej miejscowości i kontynuował naukę w gimnazjum ogólnokształcącym w Pyskowicach, a następnie w Niższym Seminarium Duchownym w Opolu, gdzie w 1951 r. uzyskał świadectwo dojrzałości. W tym samym roku wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Nysie. Święcenia kapłańskie przyjął 30 XI 1956 r. z rąk biskupa częstochowskiego Zdzisława Golińskiego na Jasnej Górze. Po święceniach został mianowany wikariuszem w Zbrosławicach (1956–1958), Kamieńcu (1958) oraz w parafii Wniebowzięcia NMP w Branicach z prawem zamieszkania w parafii Wysoka (1958–1966), której był duszpasterzem. W 1966 r. został proboszczem parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krośnicy i pełnił tę funkcję do przejścia na emeryturę w 2008 r. Zamieszkał wtedy w Wierzbniku. Biskup Opolski nadał mu w 1993 r. tytuł dziekana honorowego, a w 1996 r. radcy duchownego. Zmarł 13 VII 2023 r.
19 maja 2023 r. – w przeddzień swojego Złotego Jubileuszu Kapłaństwa – zmarł ks. Richard Lippok (ur. 22.01.1945 w Krośnicy). Przez większość swojego życia kapłańskiego ks. Richard pracował w Niemczech, ale zawsze czuł się bardzo mocno związany ze swoją parafią rodzinną. Wiemy jak żywo interesował się życiem naszej parafii, naszymi planami, radościami i troskami. Sam w nich aktywnie uczestniczył. Pozostawi po sobie wiele śladów swojej życzliwości.
Krótko przed swoją śmiercią zapragnął wrócić do swojego Heimatu, a jego wolą było zostać pochowanym na cmentarzu w Krośnicy. Jego pogrzeb odbędzie się w środę 24 maja o g. 11.00. Różaniec za Zmarłego będzie odmawiany w niedzielę, poniedziałek i wtorek o g. 17.00. We wtorek od g. 16 będzie możliwość pożegnania się z ks. Richardem w naszej kaplicy przedpogrzebowej.
Mamy kościół - jesteśmy Kościołem...
Dokładnie 16.10.1932 r., w uroczystość św. Jadwigi Śl. – 46 lat przed wyborem papieża Jana Pawła II – bp Wojciech dokonał konsekracji nowo powstałej świątyni p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krośnicy. Dziś, również w uroczystość św. Jadwigi, patronki Śląska – i w 44. rocznicę wyboru św. Jana Pawła II – gromadzimy się wraz z biskupem Pawłem, by świętować 90. Rocznicę tamtego wydarzenia, które już na zawsze zmieniło oblicze Krośnicy. Napełnia nas wdzięczna radość i duma, napełnia nas nadzieja i poczucie bezpieczeństwa – znak świątyni jest bowiem znakiem obecnego wśród nas Boga. Jest z nami Bóg, który nas bezgranicznie i nieodwołalnie kocha i któremu bardzo zależy na nas.
Świątynia jest znakiem i miejscem, które gromadzi wspólnotę Kościoła. Świątynia jest znakiem, że nie tylko mamy kościół, ale przede wszystkim jesteśmy Kościołem – uczniami Jezusa Chrystusa, powołanymi i posłanymi, by budować Jego Królestwo na tym świecie, poczynając od Krośnicy i Boryczy, poczynając od naszych rodzin i innych miejsc życia.
Dlatego obok tej wdzięczności, radości i dumy napełnia nas również poczucie odpowiedzialności za dziedzictwo, które otrzymaliśmy, a które my mamy obowiązek przekazać następnym pokoleniom. To wielka odpowiedzialność i zadanie. Czy jemu sprostamy?
Opowiadanie
Wizyta
Codziennie w południe pewien młody człowiek zjawiał się przy drzwiach kościoła i po kilku minutach odchodził. Nosił kraciastą koszulę i podarte dżinsy, tak jak wszyscy chłopcy w jego wieku. Miał w ręku papierową torebkę z bułkami na obiad. Proboszcz, trochę nieufny zapytał go kiedyś, po co tu przychodzi. Wiadomo, że w obecnych czasach istnieją ludzie, którzy okradają również kościoły.
- Przychodzę pomodlić się - odpowiedział chłopak.
- Pomodlić się... Jak możesz modlić się tak szybko? – powątpiewał kapłan.
- Och... codziennie zjawiam się w tym kościele w południe i mówię tylko:
"Jezu, przyszedł Jerzy", potem odchodzę. To maleńka modlitwa, ale jestem pewien, że On słucha – odpowiedział chłopak.
W kilka dni później, w wyniku wypadku przy pracy, chłopak został przewieziony do szpitala z bardzo bolesnymi złamaniami. Umieszczono go w pokoju razem z innymi chorymi. Jego przybycie zmieniło oddział. Po kilku dniach, jego pokój stał się miejscem spotkań pacjentów z tego samego korytarza. Młodzi i starzy spotykali się przy jego łóżku, a on miał uśmiech i słowo otuchy dla każdego.
Przyszedł odwiedzić go również proboszcz i w towarzystwie pielęgniarki stanął przy łóżku chłopaka.
-Powiedziano mi, że jesteś cały pokiereszowany, ale że pomimo to wszystkim dodajesz otuchy. Jak to robisz? – zapytał kapłan.
-To dzięki Komuś, Kto przychodzi odwiedzić mnie w południe – odpowiedział Jerzy.
Pielęgniarka przerwała mu: Tu nikt nie przychodzi w południe...
Odparł szybko: O, tak! Przychodzi tu codziennie i stając w drzwiach mówi: "Jerzy, to Ja, Jezus"- i odchodzi.
Opowiadanie
Milczenie
- Dość! Mam ich naprawdę dość!
Wszyscy w niebie wstrzymali oddech. Nikt nie widział nigdy dotąd tak zagniewanego Jezusa. To właśnie On grzmiącym głosem okazał swój boski gniew.
- Przez trzydzieści trzy lata przebywałem wśród ludzi, mówiłem im wielokrotnie, że czyny są tysiąc razy ważniejsze od słów. Dlatego zostałem ukrzyżowany. Tłumaczyłem na wszystkie sposoby, że to nie po słowach i pustych ceremoniach będą oceniali moich uczniów, ale po tym, w jaki sposób będą okazywać miłość. Prawie nikt tego nie zrozumiał! Głoszą kazania, śpiewają wzruszające hymny, uczestniczą w przejmujących nabożeństwach, a tak mało czynią!
- Co zamierzasz zrobić, Jezu? – spytał nieśmiało jakiś anioł.
- Odbiorę im mowę… Jak to się stało z Zachariaszem, ojcem Jana Chrzciciela!
Tak zdecydował Jezus i odebrał wszystkim chrześcijanom zdolność mówienia. Nagle w całym świecie wśród wszystkich wierzących w Chrystusa zapanowało wielkie milczenie.
W pierwszym momencie ludzie zdumieli się. Wielu pobiegło do aptek, by kupić syrop i pastylki na ból gardła. Popyt na zioła i miód też był ogromny. Potem zaczęto się martwić, aż w końcu ludzi ogarnęło przerażenie. Jak mogli modlić się bez słów? Jak mogli powiedzieć Jezusowi i bliźnim, że ich kochają? Wielcy teolodzy nie mogli nawet wypowiedzieć słowa „transsubstancjacja” (czyli „przeistoczenie”), a kaznodzieje bez wzniosłych określeń i głębokich pojęć czuli się bezrobotni. Zwykli ludzie nie potrafili się kłócić. Co gorsza, nie wiedzieli, jak wyrazić solidarność, pociechę, współczucie i jedność. W wyniku przemyśleń doszli do prostego wniosku: „To, czego nie możemy wypowiedzieć słowami, możemy przekazać za pomocą czynów”.
Wielu tak właśnie sądziło. Wybitni mistrzowie słowa stali się spontaniczni i szczerzy, nauczyli się wyrażać siebie, posługując się spojrzeniem, uśmiechem, czułością, gestami dobroci. Na wydziałach teologicznych uniwersytetów otwarto stołówki i schroniska dla biednych i bezdomnych. Również nauka katechizmu stała się radosna, przeplatana zabawą. Wielu czuło się zawstydzonych, wspominając, jak łatwo kłamało się za pomocą słów. W niektórych gazetach ukazały się artykułu zatytułowane „Patrzcie, jak oni się miłują!”.
Coraz więcej ludzi uznawało taki sposób wyrażania wiary za bardzo interesujący. Przyciągała ich atmosfera przyjaźni, pokoju, prawdziwej gościnności, jaką oddychało się wśród uczniów Jezusa. Gdy po pewnym czasie Jezus zwrócił im możliwość posługiwania się słowami, byli niemal zasmuceni. W czasie wielkiego milczenia doświadczyli, ile czułości jest w wierze chrześcijańskiej.
Opowiadanie
Łza pustyni
W Marrakeszu pewien misjonarz zauważył leżącego człowieka, który głaskał ręką piasek, a ucho przykładał do ziemi. Misjonarz zainteresowany tym dziwnym zachowaniem, zapytał:
- Co pan robi?
- Towarzyszę pustyni i łączę się z nią w jej samotności i płaczu
- Nie wiedziałem, że pustynia płacze.
- Płacze każdego dnia. Ma wielkie pragnienie – chciałaby być pożyteczna dla człowieka i zamieniać się w ogromny ogród, w którym byłoby uprawiane zboże, rosłyby kwiaty oraz pasałyby się owce.
- Mam do pana prośbę. Proszę powiedzieć pustyni, że rolę, która została jej powierzona, wypełnia bardzo dobrze. Jej otwarta przestrzeń pozwala mi zrozumieć, jak mali jesteśmy przed Bogiem. Kiedy patrzę na jej piasek, wyobrażam sobie miliony ludzi, którzy zostali stworzeni jako równi sobie, i myślę, że nie zawsze świat traktuje ich w sposób jednakowy. Wzniesienia pustynne pomagają mi medytować. Kiedy widzę wschodzące na horyzoncie słońce, moja dusza wypełnia się radością, a ja czuję się bliżej Boga.
Następnego ranka misjonarz ponownie spotkał mężczyznę w tym samym miejscu i w tej samej pozycji.
- Czy przekazał pan pustyni wszystko to, co wczoraj jej przekazałem?
Człowiek przytaknął głową.
- I nadal płacze?
- Tak. Teraz płacze, ponieważ tysiące lat żyła w przekonaniu, że jest całkowicie bezużyteczna, i cały ten czas zmarnowała na przeklinaniu Boga i swojego losu.
- Niech więc pan jej powie, że również człowiek często sądzi, że jest bezużyteczny. Rzadko odkrywa sens swojego przeznaczenia i myśli, że Bóg był wobec niego niesprawiedliwy.
- Nie wiem, czy pustynię przekonają te argumenty – powiedział człowiek
- Doszliśmy do chwili, aby zrobić to, co czynię wtedy, kiedy mam wrażenie, że ludzie stracili już nadzieję. Pomódlmy się.
Uklękli i obaj się pomodlili.
Następnego dnia, kiedy misjonarz odbywał poranny spacer, w miejscu, w którym wcześniej spotykał owego człowieka wytrysnęło źródło. W kolejnych miesiącach stawało się coraz większe i mieszkańcy okolicy wybudowali wokół niego studnię.
Beduini nazwali tę studnię Łzą Pustyni. Mówią, że wszyscy, którzy piją z niej wodę, potrafią zamienić swoje cierpienie w powód do radości.
Plan
Podczas Wniebowstąpienia Jezus rzucił okiem w kierunku ziemi znikającej w ciemności. Tylko nieliczne, maleńkie światła błyszczały nieśmiało w mieście Jeruzalem. Archanioł Gabriel, który przybył na powitanie Jezusa, zapytał:
- Panie, co to za światełka?
- To moi uczniowie, zgromadzeni na modlitwie wokół mojej Matki. Mam plan, że jak tylko wstąpię do nieba, wyślę im mojego Ducha Świętego, aby te drżące płomyczki stały się nieugaszonym ogniem, powoli rozpalającym miłość wśród wszystkich narodów ziemi!
Archanioł Gabriel ośmielił się ponownie zapytać:
- A co zrobisz, Panie, jeśli ten plan się nie powiedzie?
Po chwili ciszy Pan odpowiedział mu łagodnie:
- Ale Ja nie mam innego planu...
Jesteś małą lampeczką, drżącą pośród niezmierzonego mroku. Ale stanowisz część Bożego planu. I jesteś niezastąpiony. Ponieważ nie ma innego planu.
Ideały
Pewien mistrz uczył, że nie można żyć bez ideałów, celu, marzeń. Aby wytłumaczyć nieustraszonemu młodzieńcowi niezbędność ideałów, wskazał mu błękitną linię horyzontu.
- Tam masz dojść, to twój cel!
Młodzieniec szedł szybkim krokiem. Dotarł do pierwszych wzgórz, ale błękitna linia przesunęła się na górski łańcuch. Młodzieniec ruszył w dalszą drogę, ale błękitna linia była już za górami, na końcu rozległej niziny. Rozczarowany wrócił do mistrza.
- Gdy robię dziesięć kroków, horyzont także przesuwa się do dziesięć kroków. Jak długo bym nie szedł, nigdy do niego nie dojdę!
- Tak, tak właśnie jest!
- Po co zatem ideały?
- Właśnie po to, aby cały czas iść.
Kiedy rzeka przestaje płynąć, staje się bagnem. Podobnie dzieje się z człowiekiem.
Drwale
Dwóch drwali pracowało w tym samym lesie przy wyrębie drzew. Pnie drzew były ogromne, wytrzymałe i mocne. Obaj używali swych siekier z taką samą wprawą, ale każdy z nich używał innej techniki. Pierwszy uderzał w drzewo z niesłychaną wytrwałością, raz za razem, nie zatrzymując się, chyba że tylko na kilka sekund, by złapać oddech.
Drugi co godzinę robił przerwę w pracy.
O zmierzchu pierwszy był w połowie dzieła. Napocił się porządnie i nie dałby rady pracować nawet pięciu minut dłużej.
Drugi, choć to niewiarygodne, kończył ścinanie swego drzewa. Rozpoczęli razem i obydwa drzewa były dokładnie takie same.
Pierwszy nie wierzył własnym oczom.
- Nic z tego nie rozumiem! Co godzinę odpoczywałeś. Jak to możliwe, że skończyłeś tak szybko?
Tamten odparł z uśmiechem:
- Widziałeś, że co godzinę robiłem sobie odpoczynek. Nie zauważyłeś jednak, że wolny czas wykorzystywałem, aby podostrzyć siekierę.
Twój duch jest jak siekiera. Nie pozwalaj mu zardzewieć. Ostrz go trochę każdego dnia.
1. Zatrzymaj się na dziesięć minut, aby posłuchać muzyki.
2. Gdy tylko możesz, spaceruj.
3. Uściśnij każdego dnia drogie Ci osoby i powiedz każdej z nich: „Kocham cię”.